Natura

Gdy przyglądam się Naturze
Matce naszej, choć nie tylko
Bo tę ludzką mam pod lupą
Gdyż jak żmija wije się
Dla korzyści, dla poklasku
Niczym kameleon barwny
Zmienia kolor dla potrzeby
Mami słowem, gestem, czynem
By omotać tych pazernych lub naiwnych
Różnie bywa
Wszak nie każdy ma zziębniętą duszę, rozum i uczucia, które skrzętnie skrywa
Bywa, że chowamy się za murem
Po przeżyciach lub ze strachu
Żeby nikt już nigdy przy nas
Nie przemieniał się w smak słodyczy
Który z każdym kęsem powoduje
Wydobycie się goryczy gęstej niczym smoła
Co zaklei nasze płuca, nasze serce
I abyśmy raz kolejny nie przeżyli swojej śmierci
Chociaż bywa, że z popiołów niczym Feniks powracamy
To jesteśmy przecież inni
Albo twardzi i oziębli
Albo nadal nieporadni
Jeszcze bardziej niż poprzednio
Gdyż skruszeni kopią marzeń

Autor: Monika Glińska 26.07.2019
Zdjecie: Monika Glińska, plaża Wicie 09'2017




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Malinowa niechęć

Myśli

Komarowa miłość