Spacer

Moja pancia mnie zabrała na spacerek
Były drzewa, miękka trawa, kwiatów zapach cudny
Że aż pomyślałem sobie, jak to pięknie jest na świecie
Chętnie dałabym nogę
Tam gdzieś dalej, po horyzont, poza długość smyczy
Tam do lasu, gdzie natura ma się znaczniej lepiej
Gdzie są moi bracia dzicy, wilki na nich mówią
Ja choć przecież oswojony, mam potrzeby swoje
Pobiec muszę czasem za cudzym ogonem, ptaki chcę nastraszyć, popyskować wronie
Muszę czasem się pobrudzić i wykopać dołek, wpaść w kałużę, ukraść gnata z podwórka sąsiada
Bo choć jestem oswojony, to me serce
Wciąż się czuje wolne jak u mego brata
co tam w lesie gania
Wszak ciut genów Anzelma jednak w sobie noszę
I natura mego dziada czasem się odzywa
I zawodzi wtedy cicho gdy karcony jestem
Że się pobrudziłem, że znów piasku do domu naniosłem, że ma sierść paskudnie pachnie kiedy właśnie zmokłem
Nie każdy ma szczęście mieć rozsądną panią, która kocha i rozumie,że nam odebrano
wilczą wolność i zamknięto w ramki
Tego czego oczekuje człowiek od swej przytulanki
A jestem żywym, czującym stworzeniem
Kocham ludzi i chce być spełnieniem
Nie tylko ich marzeń, ale swoich także
O przepięknym życiu w domu u boku człowieka
Ale bądź rozsądny stawiając wymogi
Pozwól mi jak wilczek ganiać tak swobodnie
I zapomnieć czasem, że mam obowiązki
Oraz że mój byt zależny całkiem
Jest od Twojej woli - oby zawsze dobrej

Autor: Monika Glińska 30.08.2010
Rysunek: Monika Glińska 15.08.2019








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Malinowa niechęć

Myśli

Komarowa miłość